Mokra szmata w pysk zamiast chęci współpracy [KOMENTARZ]

Naiwnie wierzyłem, że wśród wronieckich decydentów jest chęć współpracy z organizacją, która chciałaby poprawić los porzuconych zwierząt. Jednak po raz kolejny przekonałem się, że nasze władze żyją w alternatywnej rzeczywistości, uważając, że Fundacja Animaniacy jest zbędna, bo „program opieki nad bezdomnymi zwierzętami” działa zajebiście.

Nie pisałbym tego komentarza, gdybym nie wiedział, jak to się odbywa. A najchętniej bym w ogóle o tym nie pisał, bo jest to po prostu smutne, że takie historie mają miejsce w bogatej i rozwiniętej gminie. Jako dziennikarz i też jako wolontariusz Animaniaków wielokrotnie na własne oczy przekonywałem się, że teoria to jedno, a praktyka to drugie. Kompletnym absurdem jest dla mnie to, jak Fundacja została potraktowana przez Ratusz. Na terenie gminy działa organizacja, która ma wiedzę i możliwości, żeby wziąć na swoje barki zajmowanie się bezdomnymi oraz porzuconymi zwierzętami. Animaniakom przewodzi osoba, która szkoli psy przeszło 20 lat, jest przewodnikiem kolejnego psa ratowniczego, a na jej zajęcia z posłuszeństwa i socjalizacji uczęszcza kilkadziesiąt osób ze swoimi czworonogami. I ta liczba stale rośnie.

Poza Wronkami jest niewiele miejsc (głównie w Poznaniu), gdzie można iść na trening z psem. Nie mówiąc o tym, że sama Fundacja ma na swoim koncie wiele udanych akcji, po których zwierzętom udało się trafić do swoich właścicieli po zagubieniu lub znaleźć nowy dom. No masz taką organizację, która sama się jeszcze zgłasza, że chce pomóc i zrobi to dobrze. No nie można tego spieprzyć prawda? No to Wronki Cię zaskoczą. Znowu.

Bodźcem do napisania tego komentarza były perypetie mieszkańca Wronek. W jednej z miejscowości na terenie gminy z jadącego auta wyrzucono psa. Psiak się błąkał, był bardzo zagubiony, wchodził na jezdnię pod nadjeżdżające pojazdy, spacerował po posesjach.

Ów mieszkaniec zapytał się, co ma zrobić. Zgodnie z treścią uchwały, poleciłem mu zadzwonić na Straż Miejską, po wielokrotnej próbie kontaktu zrezygnował z dalszych prób. Dopiero po kilkudziesięciu minutach udało mu się skontaktować z Komendą Powiatową Policji w Szamotułach, która przysłała patrol. Ale czy policja powinna się tym zajmować? Czy policja powinna być angażowana w sprawę, do której nie jest przystosowana szkoleniowo i technicznie.

Jeszcze w zeszłym roku sam bym pewnie pojechał po tego psa. Wziął go pod opiekę, zawiózł do weterynarza. Potem informacja o zgubie trafiłaby do internetu, a jeśli by to nic nie dało, to psiak znalazłby nowy dom. A na pewno by znalazł. Wiecie dlaczego? Bo ludzie mają zaufanie do naszej Fundacji. Tymczasem los psa jest niepewny i bazując na własnym doświadczeniu, mogę przypuszczać, że pies trafi do schroniska, gdzie pewnie doczeka kresu swoich dni.

Jednak jako Fundacja Animaniacy musieliśmy powiedzieć dość. Ile razy można dostawać od gminy mokrą szmatą w pysk. My naprawdę nie wymagaliśmy nie wiadomo czego. Po prostu ułatwienia nam życia i umożliwienia tego, co lubimy robić. Choćby tego, żeby przepływ informacji między nami a gminą i Strażą Miejską w ogóle funkcjonował, czy pokrycia kosztów wizyt u weterynarza. A przede wszystkim zaufania, jakim obdarzyli nas mieszkańcy. Gmina nie musiałaby o nic się martwić, finalnie mogłaby się chełpić, że bezdomne psy i koty zamiast trafić do schroniska, mają nowe domy. Jednak zamiast tego spotkaliśmy się z kompletnym zlekceważeniem i pewnego rodzaju ostracyzmem. W końcu jeden z urzędników nazwał nas „oszołomami od zwierząt”.

W zeszłym roku jak to burmistrz Robert Dorna nie zachwalał przedstawionego programu opieki nad bezdomnymi zwierzętami, zaproponowanego przez Fundację Animaniaków. Mówił o współpracy, że generalnie będzie git. Mija rok, a gdy złożyliśmy nasz wniosek o dofinansowanie na między innymi szkolną edukację, poprawę bytu bezdomnych zwierząt. To gmina pokazała środkowy palec. Jeszcze znowu doszło do absurdalnej sytuacji, że nie poinformowano nas, że mamy błędy formalne we wniosku. Tak jakby z pełną świadomością chciano nam uniemożliwić funkcjonowanie.

W zeszłym roku Fundacja otrzymała projekt uchwały o opiece nad bezdomnymi zwierzętami do zaopiniowania. Szczerze wskazaliśmy, co można byłoby zrobić, nasze sugestie i propozycje. Efekt był taki, że w tym roku nic takiego nie dostaliśmy. A wiecie, kto wydał opinię? Koło Łowieckie nr 114 „Błonie”. Jeśli nic Wam to nie mówi, to nie jestem zaskoczony. Błonie to miasto w województwie mazowieckim, powiecie warszawskim zachodnim. Naturalnie koło łowieckie spod Warszawy wyraziło pozytywną opinię o programie. A jedyny ich związek z Wronkami jest taki, że ich myśliwi polują na naszych terenach. Przecież władze naszej gminy nie znoszą sprzeciwu i opinia organizacji, która leży setki kilometrów od Wronek ma dla nich najwyższą wagę.

Więc władze wypięły się na Fundację, uchwała oczywiście przeszła. Mirosław Wieczór i Robert Dorna założyli różowe okulary, szczerząc zęby do kolejnego udanego dnia w robocie. A potem przychodzi weryfikacja życiowa. Straż Miejska bierze bezdomnego psa i wywozi do zapuszczonego kojca na terenie oczyszczalni ścieków na Borku. Potem pies wyadoptowany, co w ich rozumieniu oznacza po prostu wywózkę do schroniska. Na Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami we Wronkach nie ma co liczyć, bo ta organizacja to mem. Finalnie policja musi się tym zajmować, o której w programie nie ma ani słowa. Ale przecież wszystko działa dobrze, program jest cacy i w ogóle najlepszy na świecie.

Wisienką na torcie niech będzie paragraf 11. z tej uchwały. Jako osoba, która wie, jak to działa i ile musiała czasem znosić, żeby pies mógł z radości merdać ogonem, to dopada mnie pusty śmiech. To najbardziej obrazuje, jak władze Wronek mają w głębokim poważaniu los bezdomnych i porzuconych zwierząt.

Dodam od siebie, że gdyby nie pojawienie się Fundacji Animaniaków i rola mediów we Wronkach, to wiele psów dalej konałoby w schronisku, a tak wróciły do właścicieli albo mają nowe domy. Ale skoro dla władz gminy nie jesteśmy potrzebni to niech sami zmierzą się z rzeczywistością. Będziemy dawać namiary kontaktowe do burmistrzów i radnych w końcu oni odpowiadają za tak wspaniale działającą opiekę nad zwierzętami.

Szkoda, że dwaj gminni pryncypałowie przy decydowaniu o współpracy stosują karkołomną logikę kogo lubię, a kogo nie. Zamiast kto ma kompetencje, a kto nie. No i na końcu… szkoda zwierząt.

Bezdomne zwierzęta, głównie psy i koty to nie jedyne zwierzęta, na które we Wronkach położono laskę. Ale o tym kiedy indziej.