Moja muzyka – recenzja „Legendy”

Rozpoczynamy cykl poświęcony muzyce filmowej. Cieszymy się, że mamy wielu wronczan, którzy chcą dzielić się swoją pasją. Jednym z nich jest Michał Turkowski, który publikuje recenzje muzyczne.

„Legend” („Legenda”) –  kompozytor Jerry Goldsmith

Na początek przyjrzymy się muzyce Jerry’ego Goldsmitha do klasycznego, choć w naszym kraju kompletnie zapomnianego, filmu fantasy Ridleya Scotta pt. „Legenda”.

Ten olśniewający wizualnie obraz, opowiada tradycyjną dla kina fantasy historię o walce dobra ze złem – mamy tutaj jednorożce, skrzaty, latające wróżki, młodego Toma Cruise’a, a partneruje mu urocza Mia Sara. Gwoździem programu jest jednak fantastyczna kreacja Władcy Ciemności, ukrytego pod powalającą charakteryzacją i w interpretacji Tima Curry’ego, znanego szeroko z roli fajtłapowatego hotelarza w filmie „Kevin sam w Nowym Jorku”. Obraz Scotta od początku nie miał szczęścia – podczas produkcji spłonęła lwia część scenografii, film pod presją producentów bardzo mocno pocięto, tworząc aż trzy jego różne wersje montażowe, a oryginalną muzykę Jerry’ego Goldsmitha… usunięto z amerykańskiej edycji filmu, zastępując ją ilustracją zespołu Tangerine Dream.

Na szczęście jednak w europejskiej wersji kinowej oraz w dostępnej dziś na DVD i Blu-ray edycji reżyserskiej filmu, przywrócono w całości partyturę amerykańskiego kompozytora, przez co możemy zachwycać się magicznym arcydziełem Jerry’ego Goldsmitha w pełnej krasie, tak w filmie jak i poza nim.

Przyjrzyjmy się sytuacji rynkowych wydań „Legendy”. Przedmiotem mojej recenzji jest rozszerzone wydanie wytwórni Silva Screen Records, zawierające 71 minut muzyki Goldsmitha, uszeregowanej chronologicznie względem filmu. Wydanie to jest dziś dostępne zarówno w wersji CD oraz na płycie winylowej. Istnieje również pierwotne wydanie LP oraz CD z lat 80., pod egidą Filmtrax, które zawiera około 46 minut muzyki. Dziś ta edycja jest już kompletnie niedostępna – niemniej jednak, wszystko, co na niej się znajduje jest też zawarte na wydaniu rozszerzonym od Silva Screen.

Zacznijmy od tego, że „Legenda” Goldsmitha to już dziś absolutny klasyk i muzyczna… legenda. Ta partytura to prawdziwy klejnot w koronie amerykańskiego kompozytora, istny punkt szczytowy w karierze tego twórcy. Jest to muzyka, w której całkowicie zdefiniowana jest muzyczna osobowość jej twórcy, bez ograniczeń korzystającego ze swojego niezwykłego talentu. Goldsmith sięga tutaj po szerokie spektrum wykonawcze – niezrównana National Philharmonic Orchestra wykonuje partyturę z niesamowitym entuzjazmem i sercem, prowadzona przez zniuansowany, ale też i agresywny, niepodrabialny, Goldsmithowski styl dyrygentury. Całość wspiera chór oraz rozmaite syntezatory. Jest to jeden z przykładów partytury filmowej, gdzie orkiestra symfoniczna, chór i instrumenty elektroniczne pozostają w idealnej symbiozie.

Ilustracja filmu Scotta jest partyturą bardzo bogatą i obfitą tematycznie, ale też żadna z melodii nie dominuje nad innymi – pozostają one ze sobą w ciągłym dialogu, co wiąże się też z ich elastycznością. Owych tematów kompozytor nie wykłada jednak wprost na tacy, lecz umiejscawia je pośród niezwykłej mistyki całości partytury.

Mamy tutaj bajkowy temat „My True Love Eyes”, przepiękną melodię miłosną, majestatyczny, wsparty chórem motyw jednorożców, syntezatorowe, niepokojące frazy Goblinów, przerażającą sygnaturę dla Władcy Ciemności, rozpisaną na obój, wsparty uderzeniami dzwonu oraz fanfarę dla postaci granej przez Toma Cruise’a. Dodatkowo, Goldsmith wprowadza kilka innych pomniejszych motywów oraz kilka scenicznych, szerokich sekwencji muzycznych – fenomenalne „Living River, Bumps & Hollow, The Freeze” czy „Darkness Fails”. Przykładem niech będą także drapieżne, skrzypcowe solo dla elfa Gumpa oraz iście wiedeński w rozmachu, ale i mroczny walc, wsparty demonicznym żeńskim chórem. Ciekawa jest rola partii wokalnych w partyturze – do głosu kilkukrotnie dochodzi kilka króciutkich niby-piosenek, ale także zaznacza tu swoją obecność rozległy londyński chór – oprócz skocznego „Sing the Wee” zazwyczaj tworzy on atmosferyczne tło dla orkiestry, ale też niejednokrotnie wybucha pełnią mocy, szczególnie, gdy wprowadza atmosferę zagrożenia, np. w scenie z jednorożcami, czy też w sekwencji finałowego pojedynku z Władcą Ciemności, który to rozbrzmiewa rodem z pełnokrwistego horroru. Syntezatory również wydatnie przyczyniają się do brzmienia muzyki, za ich pomocą Goldsmith nie tylko opisuje Gobliny, ale też tworzy ciekawe efekty, wzbogacające atmosferę fantasy, np. poprzez imitację powiewu wiatru. „Legenda” rozbrzmiewa przez to baśniową aurą, której dopełniają impresjonistyczne partie na instrumenty dęte drewniane.

Cały czas jednak w muzyce Goldsmitha czai się mrok i niepokój, który zostaje zatarty dopiero w finale partytury, gdy to kompozytor intonuje słynny „Reunited” pod napisy końcowe. Jest to jedyny utwór tej ścieżki, w którym to nie pojawiają się żadne elementy syntezatorowe ani też motywy przypisane siłom zła. Dopiero, gdy historia przedstawiona w filmie Scotta dobiega końca i zło jest pokonane, Goldsmith wprowadza utwór optymistyczny od pierwszej do ostatniej nuty, zamykając swoją partyturę w sposób iście magiczny.

„Legenda” to dzieło stawiające przed słuchaczem spore wyzwania, aczkolwiek każdy kolejny odsłuch płyty zapewnia coraz to nowsze odkrycia. Jest to dość „trudna” muzyka, wymagająca od słuchacza uwagi i skupienia. Album wymaga kilku podejść, by móc „wgryźć” się w jego zawartość i ogarnąć całe bogactwo – wówczas to, nie będziemy już w stanie oderwać się od płyty.

Nie pozostaje mi zatem nic innego niż gorąco „Legendę” Jerry’ego Goldsmitha zarekomendować – jest to bowiem wspaniała muzyka, pełna klimatu i niezwykłej atmosfery. Tajemnicze, wymagające, ale niepodważalne arcydzieło gatunku. Polecam gorąco.

Scena „The Dress Waltz”:

„Living River, Bumps & Hollow, The Freeze”

„Reunited”


Michał Turkowski. Urodzony w roku 1990, z wykształcenia dziennikarz. Od niemal dwudziestu lat koneser muzyki filmowej, miłośnik literackiego fantasy, w szczególności Wiedźmina, Conana Barbarzyńcy i Władcy Pierścieni. Entuzjasta dobrego kina, seriali i gier komputerowych. Od kilku lat współpracownik portalu Filmmusic.pl. Uwielbia długie, leśne spacery, oczywiście przy akompaniamencie orkiestry symfonicznej. Smakosz dobrego piwa, pasjonat ubogiego żartu, fan „Świata według Kiepskich”.