Wywiad z Wojciechem Wojdą

Gosia Ćwiertnia: Jak się Panu…
Wojciech Wojda: Jestem Wojtek.

GĆ: Jak Ci się Wojtku gra w małych miasteczkach takich, jak Wronki?
WW: Problem polega na tym, że nie widzę żadnych przeciwwskazań do grania w małych miasteczkach. Jeśli ktoś to lubi, to nie ma znaczenia, czy gra dla 50 osób, czy dla 50 tysięcy. Nieważne czy występuje w Warszawie, Nowym Yorku, Londynie, Paryżu, czy we Wronkach, Szamotułach lub Śremie. My zawsze gramy koncerty na 100%, więc dla nas nie ma różnicy. Odpowiadając wprost na Twoje pytanie: we Wronkach zagramy jak tylko się da najlepiej, tak jak wszędzie. Lubimy to, co robimy, lubimy koncerty, zatem nie mamy żadnych oporów przed pojawianiem się w mniejszych miastach. W Waszym mieście graliśmy dotychczas dwukrotnie. Pierwszy jeszcze w latach 90-tych, w takiej
dużej sali. Sala była pokaźnych rozmiarów, jednak ludzi przybyło wówczas niewiele, około 40 osób. Trochę zabawnie to wyglądało, więc ów koncert zapamiętałem właśnie z tego powodu. Z kolei w Karczmie Brackiej graliśmy całkiem niedawno, czyli dwa lata temu. Wówczas promowaliśmy album Ferajna i wspominam ten koncert jako bardzo sympatyczny, zwłaszcza pod względem towarzyskim. Nie da się ukryć, że wyjątkowo rzadko występujemy na balkonie czy werandzie… W sumie sympatycznie wspominam obie poprzednie wizyty, zatem mam nadzieję, że dzisiejszy będę wspominał równie sympatycznie.

GĆ: Czy występ na Woodstocku był dla Was czymś wyjątkowym, czy był to koncert jeden z wielu?
WW: Jeżeli artysta, czy wykonawca twierdzi, że koncert na Woodstocku jest występem, jak każdy inny, to – moim zdaniem – mija się z prawdą, mówi nieprawdę, albo mówi tak jedynie po to, by podnieść swój prestiż lub się dowartościować. Osobiście uważam, iż granie na takiej imprezie, jak Przystanek Woodstock bezwzględnie jest wydarzeniem nietuzinkowym i jedynym w swoim rodzaju. Praktycznie pod każdym względem, zarówno atmosfery, rozmachu, jak i wielkości całego przedsięwzięcia. Muszę powiedzieć, że czy gram koncert na scenie Kriszny czy na Dużej Scenie – dreszczyk emocji jest wyczuwalny, a te koncerty górują nad innymi, przede wszystkim ładunkiem emocji, które im towarzyszą. Tego się nie da przemilczeć. W każdym wywiadzie powtarzam, że zjawisko tremy, praktycznie od 25 lat jest mi nieznane, jednak na Woodstocku niezmiennie pojawia się taki klimat niepewności i pewnego strachu przed blamażem. Jednocześnie muszę przyznać, że w tym roku dość szybko opanowałem to zjawisko. Natomiast w 2006 roku, kiedy nagrywaliśmy DVD, ta wielka scena i praktycznie cała sytuacja mnie wyraźnie sparaliżowała. Nie do końca zaśpiewałem wówczas na miarę
swoich możliwości. Bywa i tak, na szczęście teraz było już dużo lepiej.

GĆ: Z czego czerpiecie inspiracje pisząc muzykę? Czy jest coś takiego jak inspiracja?
WW: Dobrze, że zapytałaś Z CZEGO, bo często są ludzie, którzy czerpią inspirację z kogoś. Czyli na kimś się zanadto wzorują i często bezkrytycznie kalkulują cudze dokonania. Mówiąc krótko i dosadnie – zrzynają… Natomiast ja takiej inspiracji od kogoś wyzbyłem się wiele lat temu. Myślę, że od dłuższego czasu jako Farben Lehre jesteśmy świadomi swojej drogi, w związku z powyższym, jeżeli inspiruje nas to COŚ, a nie KTOŚ. Najwięcej pomysłów przynoszą rozmaite sytuacje życiowe, których codziennie zdarza się cała masa, chociaż nie zawsze zauważamy istotę rzeczy. Poznawanie życia, ludzi czy przewrotnej nieraz osobowości człowieka, to bardzo dobre tematy, inspirujące do pisania tekstów, również w naszym przypadku. Przelewając myśli na słowa celowo największy nacisk kładę na komunikatywność, a nie na skomplikowaną, wydumaną poetykę poszczególnych wersów. Nie dlatego, że nie potrafię, ale dlatego, iż tak właśnie chcę… Dla mnie czytelność i klarowna treść są ważniejsze niż zawiła forma tekstu…

GĆ: Czy jest jeszcze jakieś marzenie związane z zespołem, które chciałbyś, żeby się spełniło?
WW: Człowiek, który nie ma żadnych marzeń staje się bezwartościowy i zgorzkniały. Życie polega na tym, by mieć coraz to nowe pragnienia i konsekwentnie starać się je realizować. Na tym polega chyba cały żywot człowieka poczciwego. Jeśli nie spełniamy swoich marzeń, a tylko się nimi delektujemy, to w rzeczywistości bujamy w obłokach i nigdy nie będziemy naprawdę szczęśliwi. Gdyby Farben Lehre wyzbyło się marzeń, to tym samym stracilibyśmy sens i radość grania. Nie da się ukryć, że muzyka wypełnia większość naszego życia, w związku z tym wciąż mamy również marzenia związane z tą dziedziną życia. Na przykład bardzo chcielibyśmy zagrać wspólny koncert z Sex Pistols, tym bardziej, iż jest to ciągle całkiem realny scenariusz. Oprócz tego jest kilka krajów, które chcielibyśmy odwiedzić nie tylko podróżując, ale również trzymając gitary w ręku i wychodząc na scenę. Do tej pory nie było nam dane zagrać w Londynie, mimo iż objechaliśmy już całkiem pokaźny kawałek Europy, więc trzeba to zmienić w niedługiej przyszłości. Zapewne warto byłoby też pojechać za „Wielką Wodę”, jednak cierpliwie czekam na zniesienie wiz, bo kiedyś powiedziałem, że na znak protestu nie pojadę nigdy do Stanów Zjednoczonych, dopóki Polacy będą traktowani tam jak ludzie gorszej kategorii i wpuszczani jedynie za okazaniem wizy. W skali marzeń pozostaje jeszcze coś takiego jak płyta akustyczną, chociaż to zamierzenie będziemy niebawem wdrażali w życie. W ten sposób powstanie pierwsze w historii Farben Lehre tego typu wydawnictwo „bez prądu”. Z kolei aktualnie również realizujemy swoje marzenie, nagrywając kilka znaczących dla nas (i nie tylko) songów z polskiej historii punk-rocka, które jeszcze w tym roku ukażą się na albumie Projekt PUNK. Na setliście pojawią się covery, m.in. Siekiery, Dezertera, Rejestracji, Defektu Mózgu, WC czy Armii. Część z tych kawałków nigdy nie doczekało się dobrej studyjnej jakości, zatem my postaramy się to zmienić. Z jakim skutkiem, to czas pokaże…

GĆ: Dziękuję bardzo. Mam nadzieję, że koncert, który Was czeka będzie świetny.
WW: Wszystko w rękach opatrzności. Jeżeli będzie pogoda i sprzęt dadzą radę, to będzie dobry koncert we Wronkach. Deszcz może popsuć nam tylko szyki, ale bądźmy dobrej myśli… Dzięki serdeczne…