Napiszę ostro: pokolenie tych, w których umyśle zakorzeniło się kapłaństwo jako wizja jakiejś kariery, jakiegoś awansu społecznego, musi po prostu wymrzeć tak, jak wymarło pokolenie Izraelitów zmierzających z Mojżeszem do Ziemi Obiecanej.
Czytając o tym, że ks. Tymoteusz Szydło poprosił o urlop od swoich obowiązków, postanowiłem podzielić się kilkoma refleksjami. Zacznę od dwóch cytatów z facebookowego profilu księdza Tadeusza Isakowicza – Zaleskiego. W pierwszym swoim wpisie napisał on tak:
„Bezterminowy urlop zaledwie po dwóch latach kapłaństwa? To oznacza tylko jedno. Wielka szkoda. Pomodlę się dziś wieczorem za ks. Tymoteusza i jego szlachetnych Rodziców. Zachęcam też innych do modlitwy za wszystkich kapłanów, którzy przeżywają trudne chwile. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy”
Drugi wpis dotyczył małej liczby powołań w tym roku w Archidiecezji Krakowskiej. Tutaj, znay kapłan napisał z kolei tak:
„Tak tragicznie niskiej liczby kandydatów do kapłaństwa w tych dwóch diecezjach, które to tej pory były zapleczem powołaniowym dla całej Polski, jeszcze nie było. Dodam, że gdy w 1975 roku wstępowałem seminarium duchownego w Krakowie, to na pierwszym roku było nas 63, z czego, pomimo dwuletniej służby wojskowej i innych szykan ze strony komunistów do kapłaństwa doszło ponad 40. I tylko dwóch z nich w latach następnych porzuciło sutanny.
W innych diecezjach w tym roku jest jeszcze gorzej np. w Olsztynie nie zgłosił się ani jeden kandydat. W innych seminariach, także zakonnych, też tylko pojedyncze osoby. Z kolei seminarium diecezji sosnowieckiej, które po skandalach homoseksualnych przeniesiono z Krakowa do Częstochowy, jest praktycznie w agonii. Osobny problemem jest też jeszcze gorszy brak powołań do zakonów żeńskich.
Równocześnie z kapłaństwa odchodzi wielu młodych księży. Jedni zakładają rodziny, inni dokonują „coming out” jako geje. To wszystko świadczy o ogromnym kryzysie w Kościele polskim. Jednak prezydium Episkopatu, wybrane w tym samym składzie na kolejną 5-letnią kadencję, nie przedstawia ani analizy tego groźnego zjawiska, ani propozycji działań zaradczych.
No cóż, stara zasada „Po pierwsze, święty spokój” i brak chęci do podejmowana trudnych decyzji, zwłaszcza w sprawie skandali obyczajowych. Do tego dochodzi stłamszenie lustracji (vide: sprawy arcybiskupów Józefa Życińskiego, Józefa Kowalczyka czy Janusza Bolonka) oraz brak oczyszczenia szeregów kapłańskich (także biskupich) z „tęczowej zarazy” (vide: sprawy arcybiskupów Juliusza Paetza czy Józefa Wesołowskiego) dają złe owoce.
Co do spraw krakowskich, to przede wszystkim bezradność władz kościelnych tak wobec dywersji pseudokatolickiego „Tygodnika Powszechnego, który nadal zajmuje pomieszczenia kurii krakowskiej, jak i ks. Kazimierza Sowy, który zamiast pełnić posługę w parafii św. Floriana w Krakowie hula sobie w najlepsze w Warszawie, korzystając z parasola ks. kard. Kazimierza Nycza, byłego biskupa krakowskiego. To także brak ze strony abp. Marka Jędraszewskiego ostatecznego wyjaśnienia sprawy wspomnianego abp. Paetza, który deprawował młodych ludzi, a po stronie którego obecny metropolita krakowski jako poznański biskup pomocniczy stawał.
Wszystko to razem staje się z pewnością antyświadectwem dla młodych ludzi, którzy choć czują głos powołania Bożego, to jednak wstrzymują się z podjęciem decyzji. W wolnej chwili sprawę opiszę szerzej” (https://www.facebook.com/profile.php?id=100008114164039).
Otóż ja, jako komentarz do tych wypowiedzi znanego duchownego, mam trzy uwagi.
Pierwsza jest taka, że moim zdaniem, dziś nie powinno się przyjmować kandydatów do kapłaństwa zaraz po maturze. Ja wiem, że każde uogólnienie jest nieprecyzyjne. Że na przykład abp Grzegorz Ryś wstąpił do seminarium mając lat 18 jest wybitnym pasterzem, a inni – którzy wstąpili później – odchodzili z kapłaństwa, ale uważam, że dziś byłoby zwyczajnie po prostu lepiej, gdyby kandydat wstępował w kapłańskie szeregi w wieku dojrzałym, mając za sobą doświadczenie życiowe i zawodowe. Będąc pewnym swojej decyzji. Bo dziś ludzie – zwłaszcza młodym wieku, ale nie tylko – nie są przyzwyczajeni do podejmowania decyzji ostatecznych.
Niestety… W tej materii w polskim Kościele dominuje mechaniczna chęć zaradzenia natychmiast potrzebom personalnym, zamiast troski o jakość powołania po prostu…
Kwestia druga jest moim zdaniem taka, że model parafialny wymaga radykalnej zmiany. A zmiana taka jest po prostu konieczna. I znów nie widzę w polskim Kościele chętnych do tego, aby te absolutnie konieczne zmiany przeprowadzić. Jakby ta zmiana miała wyglądać?
Moim zdaniem tak: otóż sieć parafialna była tworzona, w swoich zrębach wtedy, gdy nie było tak dobrej komunikacji. Gdy samochód był rzadkością albo nie istniał zwyczajnie, , a drogi były kiepskie. Dziś nie widzę powodu, aby na przykład wszyscy kapłani – z terenu jednego powiatu – żyli we wspólnotach choćby 10 osobowych, na których czele stał by wyrobiony duchowo kapłan. To dałoby im tak istotny aspekt, jakim jest życie wspólnotowe, choćby w wspólnej modlitwy, a i zaradzanie kryzysom we wspólnocie byłoby łatwiejsze. Gdyby coś złego zaczynało się dziać, można by było po prostu w porę i szybciej reagować.
Mówię to z choćby z doświadczenia mojego okręgu wyborczego. Znam wiele małych, wiejskich parafii, gdzie proboszcz jest po prostu sam jak palec, a przez jest wystawiony na pokusy różnego rodzaju, choćby te dotyczące szóstego przykazania. Oczywiście. Życie wspólnotowe pewnie by tego całkiem nie wyeliminowało, ale znacznie ograniczyłoby zagrożenie.
Wreszcie kwestia trzecia. Napiszę ostro: pokolenie tych, w których umyśle zakorzeniło się kapłaństwo jako wizja jakiejś kariery, jakiegoś awansu społecznego, musi po prostu wymrzeć tak, jak wymarło pokolenie Izraelitów zmierzających z Mojżeszem do Ziemi Obiecanej. Podam na to jeden, smutny przykład. Ostatnio poznańska prasa doniosła, że w jednej z parafii nagrano rozmowę księdza, który umawiał się na homoseksualnych seks z jakimś mężczyzną. Nagraną rozmowę umieszczono na fałszywym profilu facebookowym. Gazeta, która to pisała, zajęła się kwestią czy nie jest to naruszenie dóbr osobistych i godności dwóch dorosłych osób, które mają do tego prawo.
Jak zajęła się tą publiczną sprawą kuria? Kuria po prostu dokonała zmiany personalnej. Nie wyjaśniając niczego nikomu. Nie wzywając do modlitwy. Nie przepraszając za zachowanie tego kapłana zdezorientowanych wiernych. Nie wydając żadnego komunikatu. Po prostu uznając, że – jak zawsze – trzeba to zrobić cichaczem, niczego wiernym nie tłumacząc – czyli standard.
I jeszcze jedna uwaga w tej sprawie. Przepraszam za drastyczny cytat. Nagrany w tej rozmowie ksiądz mówił do swojego potencjalnego kochanka tak: „musisz się ze mną delikatnie obchodzić, bo przecież jestem kanonikiem… „ Trudno znaleźć naprawdę lepszy cytat, który uzasadniałby – obecne w polskim Kościele – patologiczne myślenie w kategoriach zaszczytów i karier. Myślenie, które w polskim Kościele jest obecne bardzo mocno. Myślenie w kategoriach kariery, a nie w kategoriach bycia wybranym przez Boga do służby, którą to służbę trzeba pełnić „z bojaźnią i drżeniem…”
I znów: musi wymrzeć to pokolenie…
I tyle jest moich uwag na kawie urlop kapłańskiego księdza Tymoteusza Szydło. Będę się za niego modlił. O jego szczęśliwy powrót do obowiązków kapłańskich…
Tu polityka zaczyna swój dzień: www.300polityka.pl
Poznań 2.0 – najważniejsi w jednym miejscu – bo informacja nie musi być nudna
http://miastopoznaj.pl/
Wielkopolski Portal Osób Niepełnosprawnych – www.pion.pl