„Z sentymentem jadę do Wronek” – rozmowa z Natalią Kukulską

Tegoroczne walentynki będą dla wronczan wyjątkowe. Swój koncert zagra Natalia Kukulska z zespołem. Koniecznie przeczytajcie nasz wywiad z artystką. A po lekturze, nie zastanawiajcie się dłużej i kupcie bilet na walentynkowy wieczór TUTAJ.

O fascynacjach muzycznych, artystycznym dojrzewaniu i rodzinnych powiązaniach z Wronkami z Natalią Kukulską rozmawiała Zuzanna Mikołajczak-Książek.

Pani muzyka wciąż ewoluuje, skąd Pani czerpie inspirację?

Muzyka nie zna granic i wszystko może być dla niej inspiracją. Dla mnie inspiracją jest to, czego słucham, a przez lata mój gust ulegał zmianie i się kształtował. Ale też dzięki różnym poszukiwaniom i nie zatrzymywaniu się na jednym gatunku udało mi się rozszerzyć horyzonty, myślenie o muzyce. Również ważne jest to, że od momentu, kiedy związałam się z moim mężem, Michałem Dąbrówką, który jest perkusistą, instrumentalistą, zaczęłam słuchać więcej muzyki instrumentalnej, jazzu. Później doszły do głosu nasze wspólne  fascynacje muzyką elektroniczną, które w zasadzie od dziecka gdzieś w nas tkwiły. Oczywiście nadal, to co mocno mnie fascynowało w latach 90., czyli muzyka soulowa, też we mnie siedzi. Muzyki nie lubię dzielić na gatunki, staram się szperać i słuchać nowych rzeczy. Każda moja płyta jest dla mnie nowym otwarciem, mam też nadzieję, że jest to rodzaj ewolucji. Szukam nowych bodźców, które mnie zainspirują. Takimi bodźcami mogą być zarówno muzyka, której słucham, jak i muzycy, z którymi pracuję. Są dla mnie inspirujący. Sprawiają, że wchodzę w nową przestrzeń i odnajduję w sobie nowe rewiry. Inspiracją jest również życie, bo muzyka to język emocji. Czyli każdy dzień, poznawanie ludzi, miejsc, wszystkie przeżycia są inspiracją, do tego, co się później oddaje, tworząc teksty i muzykę.

Mam wrażenie, że dotarła Pani do etapu, w którym tworzenie jest najważniejsze, natomiast to, czy dany utwór się „sprzeda” już nie tak istotne…

Myślenie, czy muzyka, którą się tworzy  się sprzeda nigdy nie było bliskie mojej filozofii. Zawsze to, co robiłam, robiłam z pasji, ale rzeczywiście we wcześniejszych latach ważne było dla mnie to, jak będzie to odbierane przez tzw. szeroką publiczność. Ważny był dla mnie rodzaj  takiej  ogólnej akceptacji… żeby  robić coś, co będzie się ogólnie podobało. Piosenki popowe to gatunek, w który wpisane jest to, że powinny się podobać większości, nie wychodzić poza pewien format. Jednak im jestem dojrzalsza, tym mniej mnie to interesuje. Może dlatego, że już się sprawdziłam w czymś takim. Dlatego to, co robię teraz jest bardziej odważne, wychodzi poza pewne schematy. Dla mnie najważniejsza w muzyce, w tworzeniu jest szczerość. Jeśli ona występuję, to zawsze znajdzie się swoją publiczność. Wiem, że nie ma takiej muzyki, która się podoba wszystkim. Każdy z nas ma inną estetykę, coś innego do niego dociera, przekonuje, ale robienie czegoś na swoich warunkach pozwala na to, że mogę być wolna w tym, co robię i nie kalkulować. Zresztą kalkulacja ma krótkie nogi. Można myśleć, o stworzeniu piosenki na miarę,  zachowując wszystkie zasady, które kierują takimi produkcjami, ale później może się okazać, że i tak nie stanie się to z jakichś powodów. Albo odwrotnie, czasami przebojem staje się coś, na co nikt nie stawiał, że się stanie…  różnie z tym bywa. Myślę, że nie trzeba kierować się oczekiwaniami komercyjnymi. Trzeba dawać z siebie to, co ma się najlepszego. Zawsze lubiłam się napracować, wszystko dopracować, nie dawało mi satysfakcji to, co przychodziło łatwo. Wtedy sukces lepiej smakuje.  Dziś ma on dla mnie inną miarę niż kiedyś, bo nie musi to być pierwsze miejsce na liście przebojów. Chyba to kwestia zarówno mojego doświadczenia jak i innych oczekiwań.

Co najbardziej lubi Pani w koncertach akustycznych?

Z założenia na takich koncertach słyszymy instrumenty akustyczne.  Na moich koncertach ta zasada jest trochę złamana. Nazywa się to koncertem akustycznym, ponieważ doszła do mojego składu gitara akustyczna i na niej  jest oparty cały koncert. Usłyszymy na niej Artura Boo Boo Twardowskiego. Są jednak też inni muzycy: na syntezatorze analogowym, który czasem spełnia funkcję basu, a czasem arpegiatora zagra Archie Shevsky, towarzyszący mi również w chórkach i duetach,  a na perkusji elektronicznej Michał Dąbrówka. Warto wyjaśnić, że perkusja elektroniczna, to nie żadne programowanie. Michał gra, wykorzystując bardzo ciekawe brzmienia, ale techniką, którą gra się na perkusji akustycznej. Piosenki w nowych wersjach, mają zupełnie inny charakter, dla mnie są olbrzymią inspiracją. Można powiedzieć, że w dźwiękach panuje minimalizm, dzięki temu pojawia się motywacja do ciekawych aranżacji, nowych pomysłów, można się skupić na szczegółach, nie ma kakofonii dźwięków. Te koncerty mają w sobie fajny element komunikatywności, łączy się to z tym, że więcej mówię, mam bliższy kontakt z publicznością. Można powiedzieć, że są bardziej intymne i emocjonalne. W małej ilości instrumentów wokal ma ważniejsze miejsce, niż w przypadku koncertów z większą ilością instrumentów, dlatego dla mnie te koncerty łączą się z pełną mobilizacją, dają wiele satysfakcji i możliwość zjednoczenia się z publicznością.

Jakie utwory usłyszymy we Wronkach? Te najnowsze czy z różnych etapów twórczości?

Koncert akustyczny pozwala mi na to, aby do repertuaru podejść nieco inaczej. Nie jest to promocja mojej ostatniej płyty, materiał jest zdecydowanie bardziej przekrojowy. Oczywiście są piosenki z ostatnich albumów, ale są też powroty, niespodzianki, nowe wersje. Przyznam się też, że ostatnio postanowiliśmy wrócić do pewnych piosenek w taki sposób, aby miały one ducha lat 90. Niedawno mogły te lata wydawać się jakimś zgrzytem dla tych, którzy wtedy tworzyli, a teraz koło się zatacza. Powracało się często w muzyce do lat 80., a ostatnio już do lat 90. Sprawia mi to przyjemność, że wracamy do wersji bliższych tamtym czasom. I nic więcej nie będę zdradzać, tylko zapraszam na koncert.

fot. Zuza Krajewska

Mieszkańcy Wronek wciąż ciepło wspominają Pani Babcię, czy Babcia opowiadała o naszym mieście?

Oczywiście babcia opowiadała mi o Wronkach, o jej dzieciństwie i spędzonym tam czasie. Przyznam, że do tego stopnia Wronki wbiły mi się w pamięć, że długo byłam pewna, że babcia z Wronek pochodzi, tymczasem okazało się, że urodziła się w Szamotułach, czyli nieopodal, ale mieszkała we Wronkach. Czasy, które wtedy tam spędziła nie były łatwe, to była okupacja, ale wiem, że wiele ważnych rzeczy w jej życiu wtedy się wydarzyło. Mam mnóstwo zdjęć mojej babci z tamtego okresu, opowiadała mi też o ludziach. Z sentymentem jadę do Wronek, jako do miejsca jednak związanego ze mną rodzinnie, na co się bardzo cieszę.
A moja babcia, może nie wszyscy wiedzą, odeszła dwa lata temu, mając 92 lata, więc dożyła wspaniałego wieku i prawie do końca była w doskonałej formie, mimo że w jej życiu nie brakowało trudnych przeżyć.

Dlaczego warto spędzić walentynki na koncercie Natalii Kukulskiej?

Skoro walentynki, to od serca na ten koncert zapraszam. Dla zakochanych też oczywiście coś będzie. Na pewno będzie okazja, żeby się do siebie przytulić. W repertuarze są piosenki, które opowiadają o różnych odcieniach miłości. Jeśli chodzi o klimat, który będzie towarzyszył nam, zarówno od strony muzycznej jak i oprawy świetlnej, to nie zabraknie romantycznego nastroju ale będzie też  energetycznie. Cieszę się na to spotkanie i na walentynki we Wronkach!

Za pomoc w realizacji wywiadu dziękuję Pawłowi Taladze i What If Management. Fot. Zuza Krajewska