To już 29 lat… – pożar domu dziecka

Tej nocy, dokładnie 29 lat temu miał miejsce jeden z największy pożarów w historii Wronek. W nocy z dnia 17-18 grudnia 1984 roku we Wronkach doszło do tragedii. O godzinie 3:30 ryk syren ogłosił alarm dla strażaków. Alarm, jakich wiele słyszą strażacy, ale jakże odmienny w skutkach.

Palił się Państwowy Dom Dziecka, który mieścił się w starych klasztornych zabudowaniach Franciszkanów.

Budynek składał się z trzech kondygnacji. W prawym skrzydle, na drugim piętrze w nocy 18 grudnia 1984r. o godz. 3.30 wybuchł pożar. Strażaków o pożarze na polecenie dyrektora Domu Dziecka Tadeusza Urbaniaka powiadomił palacz.

Dyrektor poparzony rzucił się ratować dzieci, kilkoro sprowadził na dół. Po przyjeździe na miejsce pożaru, jednostek OSP Wronki, OSP Wromet, OSP Spomasz, stwierdzono, że z okna na poddaszu wydobywały się kłęby dymu i ogień, w pokoju tym znajdowało się dziesięcioro dzieci, w wieku 3-8 lat. Po częściowym opanowaniu ognia, dodatkowym utrudnieniem było niewyłączone napięcie elektryczne, nastąpiła najbardziej dramatyczna część akcji.

Kłęby duszącego dymu uniemożliwiały poruszanie się po korytarzu na drugim piętrze. Trzeba było nałożyć maski, które jeszcze bardziej utrudniały widoczność. Kazimierz Kwaśny później powiedział: „choć miałem latarkę nie widziałem nic”.
W między czasie przyjechały dalsze jednostki z „Wrometu” i „Spomaszu”, które przystąpiły do gaszenia. Mimo błyskawicznego działania, po kilku minutach znaleziono pierwsze nieprzytomne dziecko. Od tego momentu wszyscy zaczęli liczyć (wiadomo było, że w pokojach zostało dziesięcioro dzieci). Później następne i tak do ostatniego dziecka. Znaleziono także niedającego znaku życia dyrektora Domu Dziecka Tadeusza Urbaniaka, który ratując swoich podopiecznych stracił przytomność.

Po zniesieniu wszystkich na rękach na parter natychmiast przystąpiono do reanimacji.
W tej części akcji wyróżnili się: Dh Adam Bąkowski i Dh Zdzisław Dzik oraz strażacy z innych jednostek. Niestety mimo intensywnych zabiegów medycznych nie udało się uratować życia ośmiorga dzieci i ich dyrektora. To wszystko działo się wewnątrz budynku, a na zewnątrz cały czas trwała akcja gaszenia pożaru, działania prowadziło 20 jednostek.

Dzięki śmiałej akcji strażaków udało się uratować sąsiadujący z Domem Dziecka XIX wieczny Kościół. Na miejsce zdarzenia przybył Komendant Wojewódzki Straży Pożarnych płk. poż. A. Waligórski oraz jego zastępcy. Tak, więc na miejscu ognia znalazł się cały sztab ludzi doświadczonych i zaprawionych w walce z czerwonym kurem. Mimo to straty materialne były duże. Nikt jeszcze nie wiedział, że ośmioro dzieci i ich dyrektor T. Urbaniak nie żyją.

Stwierdzono to w szpitalach: w Czarnkowie i Szamotułach. Był to szok dla ludzi zgromadzonych na chodnikach jak i dla samych strażaków, którzy włożyli ogromny wysiłek w ratowanie ich życia.
Jedynie dh Zdzisław Dzik, zawożąc jedną z rannych dziewczynek do szpitala w Czarnkowie był z siebie zadowolony; lekarz orzekł, że istnieje nadzieja, iż będzie żyła. Później dh ten powiedział: ”Wierzyłem, że moja dziewczynka przeżyje. Ratowałem ją tak, jakby była moim własnym dzieckiem”.

Akcja gaśnicza trwała jeszcze długo. Na twarzach strażaków widać było zmęczenie. Przedstawiciele Komendy Głównej obecni przy pożarze wysoko ocenili strażaków. Powiedzieli: „Wszystko, co było możliwe do wykorzystania zostało wykorzystane”. Należy także nadmienić, że społeczeństwo ofiarnie pomogło przy ewakuacji budynku, a służby gastronomiczne zapewniły ciepły posiłek dla strażaków biorących udział w akcji. Władze miasta z naczelnikiem M. Bartkowiakiem na czele zapewniły pomoc w czasie ewakuacji (transport) zakładając jednocześnie w urzędzie miasta centrum informacyjne.


KLIKNIJ NA ZDJĘCIE, ABY JE POWIĘKSZYĆ

Dzieci przetransportowano do hotelu robotniczego w Spomaszu. Pożar prawdopodobnie powstał od instalacji elektrycznej a drewniane stropy i drewniana konstrukcja dachu okazały się niezwykle łatwopalne. Wypaliło się drugie piętro i poddasze budynku.

Tekst z historii OSP Wronki
Zdjęcia pochodzą ze zbiorów Muzeum Ziemi Wronieckiej