"Wołyńskie Westerplatte"

Dlaczego Polacy darzą sentymentem Kresy i skąd wzięła się tęsknota za Lwowem?
Terytorialnie była to połowa Polski. Jeśli połowa Polski została przesiedlona do obecnej Polski, to zrozumiałym jest, że co najmniej połowa Polaków jakimś sentymentem tamte tereny darzy. Lwów jest symbolem zabranych Kresów.

Skupmy się teraz konkretnie na Wołyniu. W czym upatruje Pan przyczyn tego, co tam się działo 70 lat temu? Czym kierowali się Ukraińcy?
Wyznacznikiem przyczynowym względnie jest nacjonalizm stworzony przez Dmytro Doncowa. On opracował ideologię, w której mowa jest o bezlitosnym mordowaniu dla osiągnięcia określonych celów.

Co w takim razie było tym impulsem, który spowodował wybuch tej beczki prochu, jaką był nacjonalizm ukraiński?
Odwołuję się teraz do historii sprzed kilkuset lat. Ukraińcy nie dysponowali swoją narodowością, oni nie mieli świadomości bycia narodem. Była to grupa Rusinów, którzy zamieszkiwali tamte tereny. Najlepszym przykładem tego jest sam język, który zawiera też zgłoski z alfabetu łacińskiego. Pierwszy słownik został napisany na przełomie XVIII i XIX wieku. Nie był to jednak słownik języka ukraińskiego. Później pod koniec XIX wieku Austro-Węgry miały za zadanie stworzyć taki jakby balast, czyli podzielić dwa narody – budzący się ze swoją świadomością naród ukraiński i naród polski. Austriacy uznali, że to będzie najprostsze rozwiązanie. Jeśli skłócą dwa narody, to będą mieli spokój jako zaborcy i nikt nie będzie ich niepokoił. Dalej była to konsekwencja tych działań. Skąd się wzięła w ogóle ideologia nacjonalizmu ukraińskiego? Nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. Nie potrafię też zrozumieć, w jaki sposób komukolwiek może przychodzić coś takiego do głowy. Mówię o mordowaniu w imię osiągnięcia zysku terytorialnego i udowodnieniu, że tylko my tutaj jesteśmy.

Jakie w takim razie były reakcje Polaków na działania Ukraińców? Próbowali się bronić czy byli bardziej bierni?
Przede wszystkim pierwotnie nawet nie bardzo wierzyli w relacje przekazywane przez uciekinierów z miejsc eksterminacji. Jest bardzo wiele relacji mówiących o tym, że Ci uciekinierzy przekazywali informacje osobom zamieszkującym tereny przez które uciekali. Opowiadano to, co się działo i Ci, którzy przyjmowali te wiadomości nie wierzyli. To był pierwszy etap. Drugi zaczął się w momencie, w którym było już widać, co się dzieje. Zaczęły powstawać samoobrony na Wołyniu. Większość z nich niestety nie przetrwała, ponieważ były zorganizowane z tym co tylko było. Możliwości organizacyjnych właściwie nie było, więc przetrwało zaledwie kilka tych samoobron. Najbardziej znana to Przebraże. Ich organizację określam mianem „wołyńskiego Westerplatte”.

Czytaj także: „Uciekliśmy spod noża Ukraińców” – wspomnienia wronczanina, Piotra Franka


Piotr Frank

Wybiegnijmy nieco w przód. Skończyła się wojna, do Polski weszli komuniści, zaczęła się władza ludowa. Jak ta władza podchodziła do tematu Wołynia, rzezi i ogólnie Polaków zamieszkujących tamte tereny?
Wiadomo, co się działo w Bieszczadach. Tam po zakończeniu wojny znalazło schronienie jednostki UPA, które oczekiwały wybuchu III Wojny Światowej. Oni dokładnie z tych samych przyczyn tkwili w Bieszczadach i czekali tak jak na Wołyniu czy w innych województwach wschodnich. Zmierzało to nadal do wykonywania działań eksterminacyjnych na narodzie polskim. W pewnym momencie dowódcy zorientowali się, że nie ma szans, więc próbowali się przebić przez zieloną granicę – części się to udało. Spowodowało to reakcję ze strony władz komunistycznych. Ze względu na to, że była to destrukcja życia społecznego postanowiono powołać do życia słynną akcję „Wisła”, o której tak wiele i tak różnie się mówi. Nijak to się ma do próby przekonania nas o tym, że była to próba akcji bratobójczej. Była to typowa akcja wojskowa, która miała zapobiec działaniom partyzanckim na terenie kraju. Odziały UPA dokonywały destrukcji, niszczyły posterunki i mordowały ludność cywilną. Należało podjąć akcję mającą na celu odcięcie ich od zaplecza, jakim były wsi, gdzie mieszkali Ukraińcy i tutaj chciałbym zaznaczyć – często bywało tak, że oddział UPA wchodził i siłą wymuszał na mieszkańców branie kontyngentów żywnościowych, żeby przetrwać. Zdarzało się tak. Oczywiście była Służba Bezpieki, która działała jako „wywiad terenowy” we wsiach. Należało pozbyć się tego zaplecza, żeby po prostu UPA przestała działać. Uczyniono to w taki sposób, aby ucierpiało jak najmniej osób postronnych. Ciężko było tego dokonać w sposób idealny.

Wołyń ’43 to ludobójstwo czy „czystka etniczna o znamionach ludobójstwa”? Dlaczego?
Definicja mówiąca o tym czym jest genocide, czyli ludobójstwo jest bardzo konkretna i jasna. Podczas roku rocznicowego z ust bardzo wielu historyków słyszałem potwierdzenie, że definicja ta w pełni koresponduje z tym, co działo się na Wołyniu. Podjęto próbę eksterminacji narodu w imię jego likwidacji. Do tego dokonano jej w sposób niezwykle drastyczny nawiązując do tradycji rodem jeszcze z hajdamacczyzny. Należy o tym pamiętać i analizować przez ten pryzmat. Okrutny dziki genocide, który był tragiczny w swoich konsekwencjach. Nie oszczędzał również zwykłych Ukraińców, którzy nie zgadzali się z doktryną Doncowa – również nie można o tym zapomnieć. Słyszałem od jednego historyka, że powód, dla którego nie chce się nazwać tej zbrodni ludobójstwem jest czysto polityczny.

Bez żadnego wahania mówi Pan o tym, że to było po prostu ludobójstwo. W polskim parlamencie większość opowiedziała się za tym, że była to „czysta etniczna o znamionach ludobójstwa”. Nie uważa Pan, że była to próba zakłamania historycznego, które prowadzi do tego, że historia staje się coraz bardziej zagmatwana i coraz trudniej jest ją interpretować w taki sposób, w jaki powinniśmy to robić?
Na pewno jest to słuszny wniosek. Tak jak już wcześniej powiedziałem – przyczyny są stricte polityczne. Nie wynikają z wiedzy dotyczącej definicji ludobójstwa.

Rozmawiali: Tobiasz Chożalski i Artur Lorek.