Ósmy raz na stulecie – czyli o tym, jak Lech Poznań zdobył mistrzostwo Polski w sezonie 2021/22 (cz.2)

Jak wszyscy świetnie pamiętamy, miniony sezon ligowy należał do jednej drużyny – Lecha Poznań, dla którego były to wyjątkowe rozgrywki. Rozgrywki, w których poznańska drużyna świętowała swoje historyczne, setne urodziny. “Kolejorz” sprawił z tej okazji sobie i kibicom piękny prezent w postaci ósmego tytułu mistrzowskiego, pierwszego od siedmiu lat i zaledwie trzeciego w XXI wieku. Jak jednak doszło do tego, że to właśnie drużyna z ulicy Bułgarskiej podniosła w maju mistrzowskie trofeum? 

Zimowe wzmocnienia

Już trzy dni po zakończeniu jesiennego grania fani lidera PKO BP Ekstraklasy mieli kolejny powód do radości. Kontrakt z Lechem przedłużył Joao Amaral. Podpisał umowę, która związała go z poznańskim klubem na kolejne dwa lata. 12 stycznia, a więc po ponad trzytygodniowej przerwie Lechici udali się na zgrupowanie do tureckiego Belek. Jeszcze tego samego dnia włodarze “Kolejorza” ogłosili nowy transfer – do KKS-u dołączył dwudziestodwuletni norweski skrzydłowy, Kristoffer Velde, za którego zapłacono ponad milion euro. Lechici rozegrali w Turcji cztery sparingi (zwycięstwa z Banikiem Ostrawa, FC Shkupi i NS Mura oraz porażka z Dinamo Batumi). Kilka dni po powrocie do kraju siedmiokrotny mistrz Polski dokonał jeszcze jednego wzmocnienia – na półroczne wypożyczenie do Poznania udał się Dawid Kownacki, wychowanek “Kolejorza”. Ówczesny piłkarz Fortuny Dusseldorf. 

Niezły początek

Szóstego lutego wystartowała runda wiosenna Ekstraklasy. Lech udał się do Krakowa na stadion przy ul. Kałuży, by tam zmierzyć się w “meczu przyjaźni” z Cracovią. Co prawda “Pasy” otworzyły wynik za sprawą Michała Rakoczego, lecz jeszcze przed przerwą wyrównał Joao Amaral. Gdy w drugiej połowie przyjezdnych na prowadzenie wyprowadził Jakub Kamiński, a drugą bramkę dołożył Amaral, wydawało się, że lokomotywa powróci do Wielkopolski z kompletem oczek. Lecz gospodarze pokazali niesamowitą wolę walki i za sprawą Jakuba Myszora i Filipa Balaja wywalczyli punkt. Lechici mogli mieć pretensje tylko do siebie, że tak łatwo dali sobie wyrwać zwycięstwo. Sześć dni później ogromnie zmotywowani mistrzowie jesieni wyszli na murawę stadionu przy Bułgarskiej, by zmierzyć się ze znajdującym się w strefie spadkowej Bruk-Betem. Po wrzutce Kristoffera Velde wynik otworzył kapitan “Kolejorza”, Ishak. W pierwszej części gry po bramce zdobyli jeszcze Kamiński oraz Dani Ramirez, a po przerwie gospodarze dobili drużynę z Niecieczy jeszcze dwiema bramkami. Na 4:0 trafił Salamon, a na pięć minut przed końcem starcia wynik ustalił Dawid Kownacki, dla którego było to pierwsze trafienie po powrocie do macierzystego klubu. 

Kłopoty, kłopoty, kłopoty…

Podbudowany tym zwycięstwem KKS udał się do Gdańska na wyjazdowy mecz z Lechią. Lech przeważał w tym starciu. Strzelił nawet gola, który nie został uznany przez pozycję spaloną. Jak mawia przysłowie – niewykorzystane sytuacje uwielbiają się mścić. W 86. minucie bramkę na wagę zwycięstwa gospodarzy zdobył młody Filip Koperski. I nie był to koniec kłopotów drużyny Macieja Skorży – Pogoń Szczecin wygrała w Mielcu. Przeskoczyła dotychczasowego lidera o punkt, gromadząc po dwudziestu dwóch kolejkach 46 oczek. Żeby tego było mało, w kolejnej serii gier w Szczecinie miały zmierzyć się właśnie Pogoń z Lechem! Dwudziestego szóstego lutego o godzinie 15:00 rozpoczął się chyba najważniejszy do tej pory mecz sezonu. W pierwszej połowie nie za wiele się działo. Również w drugiej części gry wszystko wskazywało na to, że nie zobaczymy tego dnia w Szczecinie goli. Ale w 68. minucie rozpoczęło się magiczne siedem minut “Kolejorza”. Pierwszego gola zdobył Ishak, trzy minuty później Stipica skapitulował po uderzeniu Kownackiego. W 76. minucie gry wynik strzałem z jedenastu metrów ustalił Ishak, zdobywając w tym meczu dublet. Lech odzyskał fotel lidera. Fotel, którego wcześniej nie oddawał przez dziewiętnaście kolejek. W tym tygodniu wyeliminował też Górnika Zabrze w Pucharze Polski po bramkach Amarala i awansował do półfinału krajowego pucharu. Już kilka dni później do Poznania zawitał częstochowski Raków, który zajmował najniższy stopień podium. I pomimo tego, że to gospodarze w tym starciu przeważali. Mimo że mieli swoje okazje, tak jednak ulegli gościom 0:1, a strzelcem jedynego gola był pomocnik Rakowa, Ivi Lopez. Była to pierwsza domowa porażka “Kolejorza” w tym sezonie. Natomiast pierwsze miejsce w ligowej tabeli odzyskała Pogoń, która pewnie pokonała u siebie Radomiaka. KKS musiał gonić Portowców i z takim właśnie zamiarem wyszedł na murawę stadionu przy ul. Reymonta. Trzynastego dnia marca na mecz z Wisłą Kraków. W 43. minucie wynik otworzył napastnik “Białej Gwiazdy”, Zdenek Ondrasek. Taki stan gry utrzymywał się bardzo długo, lecz w 97. (!) minucie meczu Antonio Milić niesamowitym strzałem piętą dał gościom punkt. Na szczęście dla Lecha – Pogoń również straciła punkty, remisując na wyjeździe z Cracovią. Jednak taki obrót spraw wykorzystał Raków, który pokonał u siebie Stal Mielec 2:1 i z dorobkiem pięćdziesięciu jeden  punktów wskoczył na pierwsze miejsce w tabeli. W międzyczasie Lecha wzmocnił kolejny wychowanek. Mowa oczywiście o Tomaszu Kędziorze , który ze względu na wojnę na Ukrainie został wypożyczony do swojego macierzystego klubu z Dynama Kijów.  Na dobrej drodze Kolejne spotkanie “Kolejorza” przypadło na dzień 19 marca, historyczną datę w historii poznańskiego klubu. Dokładnie tego dnia przypadały setne urodziny Lecha. Stadion przy ul. Bułgarskiej został wypełniony do ostatniego miejsca, kibice przygotowali piękną oprawę. A i na mecz nie mogli narzekać, bo stulatek wygrał z Jagiellonią 3:0 po trafieniach Ishaka, Amarala i Kownackiego, który stał się bardzo ważnym elementem w układance Macieja Skorży. “Kolejorz” zrównał się punktami z Rakowem, który zremisował u siebie z Legią. Jednak fotel lidera ponownie objęli “Portowcy”, którzy rozgromili w Szczecinie Wisłę Kraków 4:1. W dwudziestej siódmej kolejce Lech udał się do Wrocławia, by zmierzyć się ze Śląskiem, który po przyjęciu czterech bramek od poznańskiej lokomotywy w dziesiątej serii gier wpadł w potężny kryzys. Od tamtej pory wygrał tylko trzy ligowe spotkania. W meczu ze Śląskiem kibice znajdujący się na pięknym wrocławskim stadionie byli świadkami tylko jednego trafienia, ale na ich nieszczęście jego autorem był Michał Skóraś, dla którego był to drugi gol w bieżących rozgrywkach. Pierwszego zdobył w drugiej kolejce z Górnikiem w Zabrzu. Na horyzoncie lokomotywy, której motorniczym był trener Skorża, widniało zbliżające się wielkimi krokami starcie z Legią, po której jesiennym kryzysie nie było już ani śladu. Jednak zanim do tego pojedynku doszło, Lech udał się do Grudziądza. Celem – awans do finału Pucharu Polski! Miejscowa Olimpia była sensacją tegorocznych rozgrywek, w poprzednich rundach udało jej się już wyeliminować takie marki jak Warta Poznań czy Wisła Kraków, lecz poznańscy przyjezdni nie dali najmniejszych szans gospodarzom. Bramka Kownackiego i dublet Douglasa przesądziły o tym, że “Kolejorz” awansował do wielkiego finału, który miał się odbyć w długi weekend majowy. Finału, w którym na KKS czekała już drużyna Marka Papszuna – Raków, który w półfinale uporał się z Legią. Zarówno Lech, jak i “Medaliki” miały więc szansę na podwójną koronę. 

Powrót na fotel lidera

Drużyna z Poznania zrobiła krok w kierunku mistrzowskiego tytułu w dwudziestej ósmej serii gier, gdy zremisowała u siebie 1:1 ze wspomnianą wcześniej Legią. Wynik w trzydziestej minucie gry otworzył Lubomir Satka. Gola na wagę remisu dziesięć minut później strzałem głową zdobył Rafael Lopes. Nie zabrakło kontrowersji – w doliczonym czasie gry piłkę ręką w polu karnym zagrywał jeden z Legionistów, co umknęło jednak uwadze sędziego Sylwestrzaka i gospodarze nie otrzymali “jedenastki”. Pomogli jednak rywale w walce o tytuł – Pogoń przegrała u siebie z Wisłą Płock 1:2, a Raków zdobył zaledwie punkt w pojedynku ze Śląskiem. W takiej sytuacji każda z drużyn miała tyle samo, 56 punktów po dwudziestu ośmiu ligowych meczach. Na pierwsze miejsce w tabeli (dzięki najlepszemu bilansowi bramkowemu) wskoczył “Kolejorz”. W kolejnej serii gier lidera czekał ciężki wyjazd – do Płocka, domu szóstej drużyny w ligowej tabeli. Podobnie jak dwa tygodnie wcześniej we Wrocławiu, padł tylko jeden gol i również strzelili go Lechici. Na minutę przed końcem pierwszej części spotkania swoją czwartą ligową bramkę w tamtym sezonie zdobył Dawid Kownacki, czym ustalił wynik meczu. Raków i Pogoń również swoje spotkania wygrały. Na pięć kolejek przed końcem sezonu każda z drużyn miała więc po 59 punktów. Już cztery dni po wygranej z Wisłą Lecha czekał mecz trzydziestej pierwszej kolejki Ekstraklasy przeciwko przedostatniemu Górnikowi z Łęcznej. Mecz przełożony z powodu terminu finału Pucharu Polski, który zbiegał się w czasie właśnie z trzydziestą pierwszą kolejką. “Kolejorz” zwyciężył pewnie 3:0, po bramce zdobyli Ishak z Amaralem, a debiutanckiego gola dla Poznaniaków zdobył także Jesper Karlstrom. Tego samego dnia, także w ramach trzydziestej pierwszej kolejki,  Pogoń podejmowała u siebie Rakowa Częstochowa. “Portowcy” wyszli na prowadzenie za sprawą Kamila Grosickiego, jednak chwilę po rozpoczęciu drugiej odsłony spotkania wyrównał Vladislavs Gutkovskis. Gdy wydawało się już, że ekipy trenerów Runjaicia i Papszuna podzielą się punktami, sprawy w swoje ręce wziął Ivi Lopez. Ten pięknym strzałem w samo okienko na dwanaście minut przed końcem meczu zapewnił gościom trzy punkty. Jak się mogło wydawać – w walce o tytuł mistrzowski pozostały już tylko drużyny z Częstochowy i Poznania. W trzydziestej serii gier zarówno lokomotywa, jak i “Medaliki” zainkasowały po trzy oczka. Na trzy kolejki przed końcem wciąż miały na koncie tyle samo, po 65 punktów. Co do wyników – “Kolejorz” pokonał u siebie Stal Mielec 3:1, a Raków, również na własnym terenie, zwyciężył 2:1 z Górnikiem Łęczna.

(Kolejny) przegrany finał…

Drugiego maja 2022 roku odbył się ten mecz. Mecz, którego piłkarze  zwycięskiej drużyny pewnie długo nie zapomną… Ale po kolei. Jeszcze przed rozpoczęciem meczu nastąpiły pewne komplikacje. Chodzi mi tutaj o zakaz wydany przez prezydenta Warszawy. Ów zakaz dotyczył braku możliwości wnoszenia na Stadion Narodowy flag i opraw większych niż 2m x 1.5 m. Nie spodobało się to fanom “Kolejorza” którzy postanowili – jeśli nie mogą wnieść swoich opraw – nie wchodzą w ogóle. I takim oto sposobem ponad 14 tysięcy kibiców z Poznania i okolic zostało… pod stadionem. Trybuna przeznaczona właśnie dla nich była pusta, gdy sędzia Szymon Marciniak dał sygnał do rozpoczęcia gry i taka pozostała przez ponad 90 minut trwania finału. Brak kibiców ewidentnie nie pomógł piłkarzom Lecha. Już w szóstej minucie gry Mickey’a van der Harta pokonał Mateusz Wdowiak, a pół godziny później tego samego dokonał Gutkovskis. Sytuacja Lechitów była zatem dość skomplikowana. Co prawda Joao Amaral bramką na 1:2 dał jeszcze sobie i swoim kolegom nadzieje chociażby na dogrywkę. Jednak gol Iviego na 13 minut przed końcem postawił kropkę nad “i”. Puchar podnieśli zatem piłkarze spod Jasnej Góry, a “Kolejorzowi” pozostała już tylko walka o mistrzostwo.

Ostatnia prosta

W trzydziestej drugiej serii gier swoje spotkanie najpierw grał Raków. Ekipa prowadzona przez trenera Marka Papszuna podejmowała u siebie Cracovię, która, jak wiadomo – ma z Lechem relacje przyjacielskie. I przyjaciółka z Krakowa sprawiła Lechowi nie lada przysługę, urywając punkty “Medalikom”! Pomimo tego, że to Raków wyszedł na prowadzenie za sprawą Vladislavsa Gutkovskisa. Jednak w drugiej połowie meczu Sergiu Hanca wyrównał stan rywalizacji, zapewniając punkt swojej drużynie. Ekipa trenera Skorży miała zatem wszystko w swoich rękach. Wystarczyło wygrać w Gliwicach z Piastem, aby odskoczyć “czerwono-niebieskim” na dwa punkty. Wynik w 16. minucie gry pięknym strzałem głową otworzył Kuba Kamiński. Ten rezultat utrzymał się do przerwy, jednak już dwie minuty po rozpoczęciu gry, po pięknej akcji gospodarzy wyrównał Damian Kądzior. Taki właśnie wynik utrzymywał się przez całą drugą połowę. Gdy wydawało się, że goście nie skorzystają z “pomocy” przyjaciół z Krakowa, nadeszła 88. minuta. Piłkę z rzutu rożnego w pole karne zacentrował Nika Kvekveskiri. Trochę zbyt przeciągniętą wrzutkę zgrał do środka Lubomir Satka, a Mikael Ishak wbiegł między obrońców Piasta. Lekkim, acz precyzyjnym strzałem głową strzelił jednego z ważniejszych goli w sezonie. Zapewnił przyjezdnym niesamowicie cenne trzy punkty.

Wygrana walka z Rakowem

Radość w Poznaniu była zatem ogromna, ale do końca zostały jeszcze oczywiście dwa spotkania. Pierwsze z nich – w Grodzisku Wlkp., z Wartą, odbyło się czternastego maja. W pierwszej minucie gry piłkarze obu drużyn utworzyli pożegnalny szpaler dla Łukasza Trałki, byłego wieloletniego kapitana “Kolejorza”, dla którego było to ostatnie spotkanie w karierze. Już w ósmej minucie sprawy zaczęły się dla Lecha komplikować. Uciekającego z piłką Milana Corryna sfaulował w polu karnym van der Hart, a “jedenastkę” pewnie wykonał wpuszczony za Trałkę Michał Kopczyński. Lokomotywa od razu rzuciła się do ataku, czego efektem był piękny gol wyrównujący, autorstwa Joao Amarala. Piłka po strzale Portugalczyka, dla którego było to czternaste ligowe trafienie w tamtym sezonie, wpadła w samo okienko bramki strzeżonej przez Jędrzeja Grobelnego. W samej końcówce pierwszej połowy Ishak wyprowadził przyjezdnych na prowadzenie, wykorzystując dobre podanie od Pedro Rebocho. Taki wynik utrzymał się już do końca, więc “Kolejorz” mógł patrzeć pewnie przed siebie i tylko czekać, co zrobi Raków. A Raków, by przedłużyć swoje szanse na tytuł, musiał wygrać na wyjeździe w Lubinie. Gdzie jednak długo utrzymywał się bezbramkowy remis. Gdy w doliczonym czasie gry gola dla “Miedziowych” z rzutu karnego zdobył Kacper Chodyna, wszystko stało się jasne. Mistrzem został Lech.

Radość zwycięzców

Mecz ostatniej kolejki przeciwko Zagłębiu nie miał już znaczenia. Stadion przy ul. Bułgarskiej zapełnił się do ostatnich miejsc, a na trybunach przez ponad 90 minut panowała wielka radość. Lech wygrał z drużyną z Lubina 2:1, a po końcowym gwizdku arbitra nastał ciąg dalszy poznańskiego święta. Na murawę wniesiono dekoracje, a kapitan mistrza Polski, Mikael Ishak uniósł w górę upragnione trofeum. Trofeum, na które w stolicy Wielkopolski czekano z utęsknieniem już siedem lat. I nareszcie się doczekano. Największymi architektami sukcesu “Kolejorza” okrzyknięto trio Ishak-Kamiński-Amaral, które łącznie miało udział przy 61 (!) bramkach KKS-u. Lech w całym mistrzowskim sezonie zdobył ich 67. Jednak każdy zawodnik tamtego zespołu oraz każdy członek sztabu trenerskiego dołożył swoją cegiełkę do tego sukcesu. Pytanie brzmi – jak długo wierni fani ośmiokrotnego triumfatora Ekstraklasy będą musieli poczekać na kolejny tytuł? Odpowiedź poznamy za jakiś czas.